środa, 6 stycznia 2016

Rozdział XI - Odnowione kontakty&napad.

*Ekhm*... Miłego czytania spóźnionego rozdziału. *˙︶˙*)ノ

Perspektywa Destiny.

        Dzień minął nam szybko, jednak cały czas miałam wrażenie, że Kas był jakiś nieswój. Zachowywał się dziwnie, jalby coś ukrywał, jednak gdy pytałam go o co chodzi, zbywał mnie. Tymczasowo rezygnując postanowiłam się spotkać z Melanią, gdyż dawno się nie widziałyśmy. Umówiłyśmy się na godzinę dziewiętnastą w kawiarni niedaleko naszej szkoły. Wróciłam za ten czas do swojego domu, by się przebrać. Cała "rodzinka" siedziała w salonie, oglądali Simpsonów niezwykle przy tym hałasując. Przemknęłam do swojego pokoju niczym ninja, po czym zaczęłam wybierać ubrania. Wybrałam nieco zmiętoloną bluzkę bez ramiączek, odsłaniającą obojczyki luźno zwisającą w kolorze fioletowym, czarne rurki, glany w tym samym kolorze i skórzaną kurtkę z futerkiem. Wykonałam czynności takie jak nakarmienie kota, założenie soczewek, umycie zębów czy ułożenie włosów w wysoká kitkę, po czym otworzyłam drzwi, by wyjść. Mało brakowało, a wpadłabym na James'a, który z naburmuszoną miną patrzył na mnie z góry. Chciałam go wyminąć, gdy ten złapał mnie za ramię i pociągnął do siebie.
- Dokąd idziesz?
- Nie Twoja sprawa, mógłbyś łaskawie mnie puścić? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- No jednak trochę moja, bo pierw Cię nie ma w domu na noc, a później wracasz tylko po to, by się przebrać i znowu gdzieś uciekasz. Twoja matka nie będzie szczęśliwa.
- Och, naprawdę? W takim razie każ jej zakazać mi wyjścia do kawiarni z przyjaciółką, w końcu to takie złe... - odpowiedziałam z sarkazmem, po czym wyrwałam się z uścisku. Nie chcąc z nikim się kłócić, wyszłam szybko z domu kierując się do wyjścia z budynku.
         Będąc na miejscu, rozsiadłam się wygodnie przy stoliku na samym końcu zdejmując kurtkę i zawieszając ją na oparciu krzesła. Cała kawiarenka była w kolorach żółtych, brązowych i białych. Podłogę pokrywały ciemnobrązowe płyty. W całej kawiarence unosił się zapach kawy. Po chwili podeszła do mnie jedna z kelnerek, wyglądała sympatycznie. Zamówiłam latte, kelnerka zanotowała, po czym odeszła. Porozglądałam się po ludziach, na drugim końcu pomieszczenia przy jednym ze stolików siedziało czworo facetów, ubrani byli w rockowe ubrania i sprawiali wrażenie "twardych i silnych mężczyzn". Zapaliła mi się lampka w głowie, skądś ich kojarzyłam... Tylko skąd? Ich widok przysłoniła mi Melania rozglądająca się po stolikach. Gdy mnie zauważyła, uśmiechnęła się lekko kierując swe kroki w moją stronę. Ubrana była w niebieską sukienkę do kolan z odsłoniętymi ramionami, sweterek rozpinany w kolorze białym i baleriny. To pewnie śmiesznie wyglądało, taka mądra, grzeczna, dobrze ubrana z dobrymi manierami  kujonka - ekhm - dziewczyna i taki nieuk jak ja, ubrany w stylu rockowym.
- Cześć, Des! Dawno nie gadałyśmy - przysiadła się do stolika uśmiechając promiennie.
- Cześć, Mel - odwzajemniłam uśmiech. Dziewczyna zamówiła cappuccino, gdy kelnerka odeszła, zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym. Kiedy kelnerka przyniosła zamówienie, temat zszedł na Kastiela. Mimo tego, że Melania nie przepadała za czerwonowłosym, wysłuchała mnie. Opowiedziała też, że Nataniela nie było w szkole, co było dość dziwne, bo Nat od zawsze był "pilnym uczniem", nie miało znaczenia nawet to, że miał złamaną nogę czy rękę (chyba nie muszę mówić przez kogo), On i tak musiał pojawić się w szkole. Teraz jednak go nie było, ciekawy zbieg okoliczności, prawda? Zaraz po tym, jak zerwał ze mną. Po tym, jak Kas się o tym dowiedział. Około godziny dziewiątej wieczorem zapłaciłyśmy razem kelnerce, po czym wyszłyśmy przed kawiarnię chcąc wrócić już do domów. W pewnym momencie usłyszałam krzyk. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i ujrzałam tych samych typów co siedzieli w kawiarni. Ubrani byli w rockowe, ciężkie ciuchy, wytatuowani głównie na rękach, palący papierosy z ohydnymi uśmieszkami. Nie musiałam patrzeć na przyjaciółkę, by domyślić się, że się boi. To nie było jej towarzystwo. Moje zresztą też nie, ale znałam ich. Przypomniałam sobie, że to DAWNI kumple Kasa. Czego oni od nas chcieli?
- Panienki się zgubiły? - odezwał się jeden, najwidoczniej lider tej grupki. Był dość wysoki, wyższy ode mnie o głowę, za to ja byłam nieco wyższa od stojącej w osłupieniu Melanii. Stanęłam przed nią, chcąc ją chociaż tyle "ukryć" przed nimi. Łatwo było ich rozzłościć, do tego lubili różne, brutalne "zabawy". Jak ktoś ich zdenerwował, nie liczyła się płeć.
- Nie ujęłabym tego tak, mieszkam tu od urodzenia, o czym  zapewne pamiętacie - uśmiechnęłam się sztucznie.
- A wiesz, może byś przedstawiła nam swoją koleżankę? - usłyszałam cichy pisk za plecami i uścisk na przedramieniu.
- Chcielibyście. Ona nie z takich, sorka.
- A tam, przesadzasz... Co, paniusiu, chcesz się zabawić? - jeden z cymbałów zwrócił te słowa ku Melanii, która popatrzyła na niego z obrzydzeniem. Zresztą nie dziwię się.
- Mam Wam to przeliterować? Tak trudno zrozumieć, że macie się odwalić?
- Tsk... Lepiej uważaj na słowa, Des. Może i jesteś dziewczyną Kasa, ale nie zakazuj nam się zabawić - odezwał się tym razem lider. Fakt, był mądrzejszy od tych idiotów, ale nadal był liderem. Zignorowałam ten fragment o "dziewczynie Kasa" i uśmiechnęłam się szyderczo zakładając obie ręce na biodra.
- Wybacz, nic do Was nie mam, poważnie... Ale tylko spróbuje któryś z Was ją tknąć, a zajebię. Nogi z dupy powyrywam i łapy zgniotę, więc radzę poszukać sobie innej laski. W końcu macie znajomości, prawda?
- Ty... - oho, udało mi się już kogoś zdenerwować. Wysoki, umięśniony blondyn zaczął powoli zbliżać się w naszym kierunku z niezbyt przyjazną miną. Drogę zagrodził mu jeszcze wyższy, czarnowłosy o zielonych oczach facet. Pamiętam, jak Kas kiedyś opowiadał mi o nich, ich lider ponoć jest starszy od nas o jakieś pięć, sześć lat, reszta bandy - jak to ja ich nazywam - jest nieco od niego młodsza. Nie raz mieli na pieńku z policją, która jednak rzadko interweniowała. Ich grupka przypominała mi nieco jakąś mafię, czy coś w tym stylu. Całkowicie zamyśliłam się, przez co nie usłyszałam, o czym rozmawiali i co ich lider do mnie mówił.
- Wybacz, co mówiłeś? - na te słowa cała czwórka wykrzywiła usta w tajemniczym uśmiechu.
- Powinnaś lepiej porozmawiać z Kasem.
- Bo co? - przenosiłam podejrzliwie wzrok kolejno po każdym facecie z gangu, próbując wychwycić jakieś dziwne zachowania, które mogłyby wskazywać na udział rudzielca w jakiś ich brudnych sprawkach. Oni tylko poszerzyli uśmiechy nadal oblepiając nas dwie tymi chytrymi spojrzeniami.
- Wiesz, myślę, że to On powinien Ci wszystko wyjaśnić, sorry - westchnęłam zmęczona ich towarzystwem i przetarłam oczy.
- W takim razie my już pójdziemy - odpowiedziałam wreszcie ciągnąc osłupiałą Melanię za rękę.
- Miłej rozmowy! - krzyknęli rozbawieni za nami. Za zakrętem zaczęłam biec w stronę domu, zapominając o tym, że wciąż ciągnę za sobą przyjaciółkę. Gdy w końcu dotarły do mnie jej krzyki, zatrzymałam się dając jej możliwość odetchnienia.
- W-Wybacz...- wydusiłam patrząc, jak ta położyła dłonie na kolanach i nieco się skrzywiła, próbując nabrać powietrza. Gdy trochę się uspokoiła, odpowiedziała.
- Nie mam czego. Rozumiem, że się denerwujesz i całkowicie słusznie. Mogę pójść z Tobą, jeśli chcesz. Zresztą i tak nie mam wyboru, za rogiem już jest Twój blok - uśmiechnęła się lekko próbując mnie pocieszyć. Skinęłam lekko głową i skierowałam się w stronę budynku w towarzystwie brązowowłosej. Nawet nie protestowała, gdy wybrałam schody. Wiedziała, co miałam z windami. Będąc na górze, bez zbędnych grzeczności weszłam do mieszkania czerwonowłosego i już w progu zastygłam zdumiona. Z pokoju dochodził czyiś głos i odgłos rzucanych przedmiotów. Zaglądnęłam przez szparę w drzwiach i doznałam szoku. W pomieszczeniu był ogromny syf, a wśród tego wszystkiego stał wysoki, obcy mi mężczyzna. Nie zauważył mnie ani nie usłyszał, na szczęście. Jednak to, co mnie naprawdę wystraszyło, to zakrwawiony nóż, który dzierżył w lewej dłoni ten typ. Pod jego nogami leżał Kas... W kałuży krwi. Zasłoniłam dłonią buzię i szybkim krokiem podeszłam do wejściowych drzwi, w których stanęła już zmachana przyjaciółka. Szybkim ruchem weszłam do szafy, w którą wpakowałam też ją i szeptając, by o nic nie pytała, wybrałam numer na policję w komórce. Gdy w końcu mnie połączyło, wytłumaczyłam wszystko komendantowi, podałam ulicę, numer bloku i mieszkania, po czym rozłączyłam się. Melania przysłuchująca się rozmowie, wyraźnie zbladła na twarzy.
- Słuchaj uważnie - zaczęłam, nadal szepcząc - zadzwonisz teraz na karetkę i pójdziesz sprawdzić co z Kasem, kiedy ja odwrócę uwagę napastnika, jasne?
- J-Ja... Des, nie... Proszę, nie idź tam. P-Poczekajmy na przyjazd policji...
- Do jasnej cholery, nie będę czekać, On się może wykrwawić! Zostań tu, póki nie będzie tego typa w mieszkaniu. Spokojnie, nic mi nie będzie - uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółkę na pocieszenie. Wyszłam z szafy z przedpokoju i skierowałam się na palcach w stronę sypialni przyjaciela. Zastanawiałam się, czego napastnik mógł chcieć od Kasa, czego szukał. Zabrałam w rękę buta, po czym powolutku otwierając drzwi, zamachnęłam się i rzuciłam. Obuwie poleciało prosto w głowę nieznajomego typa, który jak poparzony odwrócił się w moją stronę. Jego wyraz twarzy wyraźnie złagodniał widząc kogoś takiego jak ja - bo fakt faktem, był ode mnie wyższy, silniejszy i twardszy, w dodatku ja jako dziewczyna, miałam marne szanse. Mogłam tylko zaufać swojej szybkości, zwinności i sprytowi.
- Ooo... A kogo my tu mamy? Kim jesteś, laluniu?
- Mogłabym Ciebie spytać o to samo. Czego tu szukasz?
- A wiesz, wpadłem... W odzwiedziny - na ostatnie słowo spojrzał za siebie, na Kasa i uśmiechnął się. Dopiero teraz zauważyłam, ze chłopak był przytomny. Patrzył ma mnie ze zdziwieniem w oczach i trzymał się za brzuch, jednak zapewne nie mógł mówić. Momentalnie poczułam, jak do oczu napływają mi łzy, ale szybko pomrugałam parę razy, by je odgonić i spróbowałam odezwać się pewnym siebie głosem.
- Och, no tak. Teraz Ciebie ktoś odwiedzi. A dokładniej policja, muszę tylko zadzwonić - wyjęłam telefon i udałam, że wybieram numer, co faceta przede mną wytrąciła z równowagi i z dzikim rykiem rzucił się w moją stronę. Szybko dopadłam do drzwi na klatkę schodową i wybiegłam na nią. Niby mogłam wrócić do swojego mieszkania, ale po pierwsze, nie miałam pewności, że drzwi nie są zamknięte na klucz, a po drugie, nie chciałam, by ten krety  zrobił coś mojej rodzinie. Tak więc próbując się z niego śmiać - co mimo wszystko w takiej sytuacji było dość trudne - zaczęłam zbiegać po schodach. Chłopak parę razy próbował trafić we mnie nożem, jednak jakimś cudem, robiłam uniki, nie szczędząc sobie chamskich komentarzy i wyśmiewek. Na prawie samym dole, ostatni raz rzucił nożem, tym razem przecinając mi policzek. Nie zważając na ranę, biegłam dalej, gdy ten przeskoczył przez barierkę tuż za mną. Zdążyłam się tylko odwrócić, gdy poczułam mocne kopnięcie w brzuch i poleciałam do tyłu.
Przywaliłam plecami o ścianę, jednak zdałam sobie sprawę, że nie mam nic uszkodzonego "na poważnie". Zastanawiałam się tylko, dlaczego nikt nie wyszedł z mieszkań, w końcu było już po godzinie jedenastej wieczorem, a po całej klatce schodowej rozbrzmiewały nasze głosy. Najwyraźniej wcale nie przejmował go fakt, że sąsiedzi mogą zadzwonić na policję, co zresztą ja już zrobiłam. Jego nóż leżał tuż obok mnie, jednak zrezygnowałam z dotknięcia go, gdyż byłyby na nim moje odciski palców. Tylko moje, z tego powodu, że facet idący w moją stronę miał skórzane rękawiczki na dłoniach. Ubrany był w dość podobny sposób, co koledzy Kasa, jednak jednocześnie wyglądał całkiem inaczej. Miał czarne włosy, bladą cerę i oczy koloru niebieskiego lub zielonego. Nie jestem pewna. W każdym razie, mimo bólu brzucha - i kilku kości - stanęłam na równe nogi, czego od razu pożałowałam, bo obraz przede mną zrobił się zamazany. Próbowałam utrzymać równowagę, jedną ręką trzymając się ściany.
- O, widać nie najlepiej się czujesz? Pozwól, że Ci pomogę - usłyszałam ten sam wkurwiający głos tuż przy uchu, następnie poczułam kolejne uderzenie w brzuch. Ten cios ponownie powalił mnie na kolana, jednak w tej chwili nie myślałam o sobie. No, może trochę, ale ważniejsze było to, że bliskie mi osoby są bezpieczne - tak jakby. Uśmiechnęłam się mimo bólu.
- Wiesz, i tak Cię złapią.
- Zamknij mordę, albo Cię zajebię! - na te słowa nerwowo przełknęłam ślinę. Wiem, jak mogłoby się wydawać, że się nie boję, że jestem odważna. Pff... Chuja prawda. Bałam się, jak nigdy. Wiedziałam, że ten typ nie żartuje, i jeśli policja się spóźni, nie pozostanie po mnie nic, prócz zimnego ciała. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie mogłam zostawić bliskich mi osób. Kiedy facet wyglądał za okno, wypatrując niebezpieczeństwa w postaci policji, ja odzyskując lepszy wzrok chwyciłam za gaśnicę wiszącą nade mną i zanim napastnik zdołał jakoś zareagować, oberwał w głowę i poleciał na ścianę. Kopnęłam nóż tak, że poleciał po schodach do piwnicy, a sama uciekłam na dwór. Z ulgą dostrzegłam dwa wozy policyjne i jedną karetkę. Pomachałam im, by wiedzieli, gdzie stanąć.
Parę policjantów powysiadało z wozów, jak również ratownicy. Wskazałam im sprawcę całego zajścia i zaprowadziłam do mieszkania Kasa. Napastnika zabrano do więzienia, zapewne odbędzie się rozprawa, czerwonowłosego wyniesiono na noszach z mieszkania, które ja zamknęłam na klucz. Upewniłam się, że z Melanią wszystko okej i szybko pożegnałam ją przepraszając za wszystko. Wsiadłam do karetki razem z ratownikami i złapałam Kasa za rękę, czego nie czuł, bo z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi zemdlał.
           Siedząc na korytarzu, w szpitalu przed salą operacyjną, miałam dużo czasu na rozmyślanie. Przez to zajście w mieszkaniu Kastiela, całkowicie zapomniałam o tym, że być może jeśli jego kumple wciągnęli go w jakąś brudną robotę, to to może być powodem całej tej sprawy. Fakt, nie udało mi się zatrzymać "potoku łez", jednak wciąż przed lekarzami, pielęgniarkami czy po prostu innymi osobami starałam się zachować spokój. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś widział mnie w mojej "chwili słabości". Nawet, jeśli to całkowicie normalne, po prostu tego nie lubiłam. Zastanawiałam się, czy Kas z tego wyjdzie, po jakim czasie dojdzie do siebie i czy nikt go ponownie nie napadnie. Moje rozmyślenia przerwał huk otwierających się drzwi. Szybko podbiegłam do lekarza pytając o stan przyjaciela.
- Spokojnie, jest osłabiony, stracił dużo krwi, gdybyś go wtedy nie znalazła, mogłoby się to gorzej skończyć.
- Mogłby zginąć... - szepnęłam pochylając głowę w dół. Myśl o tym, że Kas mógłby zginąć, rozdzierała me serce na pół. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Nie martw się - uśmiechnął się przyjaznie Doktor Connor. - Jego stan jest stabilny, zaszyliśmy ranę, teraz przewieziemy go na oddział. Ty jednak pójdziesz ze mną.
- Dokąd? - spytałam zdziwiona oddalając się razem z lekarzem.
- Ciebie też powinien ktoś oglądnąć. Poproszę o to moją znajomą.
- Ale ja muszę...
- Nie próbuj nawet uciekać - przerwano mi. - Później będziesz mogła odwiedzić swojego kolegę.
- No dobrze...
          Po oglądnięciu mnie przez pielęgniarkę, okazało się, że rana na policzku nie jest głęboka, za to mam parę siniaków na brzuchu i na plecach, które pielęgniarka posmarowała mi maścią i nałożyła parę bandaży oraz plaster na ranę. Gdy skończyła, powiedziała, bym nie nadwyrężała się za bardzo. Podała mi numer sali, na której leżał czerwonowłosy, pożegnałam się i udałam w wyznaczonym mi miejscu.

***

W końcu~! :-: Ekhm. Otóż, musicie mi wybaczyć to ociąganie się, nie mam nic na swoją obronę (no chyba, że brak weny). Ale wiadomo jak to bywa z weną, raz jest, raz nie, a ja akurat doznaje przypływu weny będąc w szkole lub idąc spać. :_:
Wynagrodzę to Wam, mam już pomysł jak zeswatać tę dwójkę ze sobą, ale nic Wam nie zdradzę. (͡° ͜ʖ ͡°)
Postaram się szybko wstawić kolejny rozdział ^-^

PS zastanawiam się nad tym, czy by nie utworzyć aska, na którym byłyby normalne pytania, ale moglibyście też pytać się mnie o opowiadanie itd. >.< Tylko nie jestem pewna, czy się "opłaca", dlatego Was pytam o zdanie. Gdybyście byli tak mili :-: ... Ja na asku jestem praktycznie cały czas, więc bym szybko odpowiadała ._.

W każdym razie, do następnego rozdziału~! 乁( ˙ ω˙乁)

 

3 komentarze:

  1. Jejku.. Ale ,, akcja'' :B Bardzo się raduję, że wstawiłaś nowy rozdział <3 Jak najszybciej proszę o kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie powiem, ciekawie potoczyła się akcja. Co do aska, to jeśli masz dużą oglądalność na blogu, to czemu by nie. Możesz go zrobić. Zawsze można zrobić go na próbę i zobaczysz jak to będzie wyglądało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero teraz odnalazłam bloga i... przeczytałam wszystko w godzinę. Ja chcę więcej !!!

    OdpowiedzUsuń