- No witam! - Krzyknął na mój widok ten pierdolony ruchacz. - Co chcesz na śniadanko?
- Daruj sobie te uprzejmości, przejdźmy do rzeczy. Ile chcesz? - Spytałam siadając przy stole na jednym z krzeseł. Facet zaraz siedział naprzeciwko mnie, z talerzem pełnych kanapek. Pff... Ledwo co tu z...z-zamieszkał a już się tak rozgościł?!
- Ale o co chodzi? - Spytał niewinnym głosem zajadając kanapkę. Gościu dobry jest, jednak również naiwny, skoro myśli, że zmieni moje nastawienie wobec jego osoby. Po moim trupie!
- Pytam, ile chcesz pieniędzy za odwalenie się od mojej matki i wyniesienie się stąd.
- ...
- ...
- Ty...- zaczął odkładając niezjedzoną do końca kanapkę na talerz.- Naprawdę sądzisz, że możesz mnie przekupić? Myśl sobie co chcesz, jednak ja kocham Twoją...
- Morda.- Przerwałam mu patrząc na niego spode łba. Facet westchnął opierając się o krzesło. Chwilę tak gapiliśmy się na siebie, po czym nie wytrzymałam i wstałam od stołu kierując się w stronę wyjściowych drzwi. Tak, nadal w kapciach. A co tam, przecież idę do Kasa, a On mieszka naprzeciwko.
- Dokąd idziesz?
- Nie Twoja sprawa.- Rzuciłam oschle naciskając już na klamkę.
- Wiesz, chyba jednak moja, skoro jesteś pod MOJĄ OPIEKĄ.- Zamarłam. Co to było? Coś mi nie pasuje w nim. W jego uśmiechu, stylu bycia, w tonie jego głosu. Tylko co?! - Więc? Odpowiesz czy może mam Cię śledzić?
- Tylko spróbuj, a ukręcę Ci łeb.- Odpowiedziałam jak najbardziej poważnie, po czym wyszłam w końcu z mieszkania. Bez zbędnych grzeczności jak chociażby zapukanie do drzwi, weszłam do mieszkania Kasa. Nigdy nie zamykaliśmy drzwi (no chyba, że nikogo nie było w domu u któregoś z nas) więc mogliśmy przyjść do siebie kiedy tylko chcieliśmy. Zabawne, co przyjaźń robi z ludźmi. Po tylu latach już nie musimy pytać o pozwolenie na coś, oboje akceptujemy każdą zaletę, wadę, potrzebę i tak dalej. bez zbędnych kłótni, czy czegoś w tym rodzaju. Trzaskając drzwiami od razu przeszłam do pokoju chłopaka, znowuż nie pukając... I chyba tym razem tego żałuję. Po całym pokoju porozwalana była każda część garderoby chłopaka, jak również tej nagiej dziewczyny śpiącej obok niego. Żaluzje były zasłonięte, pościel na łóżku porozwalana, a ja ... wkurwiona. Chociaż w sumie sama nie wiem dlaczego. Ah, i jeszcze zastanawiam się, kiedy On miał na to czas, skoro w nocy oglądaliśmy horrory. Życie naprawdę potrafi zaskakiwać, tak samo jak ten durny, czerwony łeb.
Bez żadnego słowa skierowałam się do kuchni chłopaka, aby przygotować kawę dla naszej dwójki. Kastiel zawsze z rana (tj. o godzinie, o której się budził) pił kawę, a ja miałam po prostu na nią ochotę. Usiadłam na blacie spoglądając za okno. Ten sam, codzienny widok...
samochody jeżdżące po ulicy, sąsiad latający za swoim psem w parku, starsza babcia bijąca laską jakiegoś faceta, grupka wypierdków, na oko z dwanaście lat robiących kawały innym... Westchnęłam. Woda akurat skończyła się gotować, gdy do kuchni wszedł zaspany Kastiel w samych bokserkach przecierając twarz dłońmi. Zalałam nam kawę, gdy ten opadł na krzesło wbijając wzrok we mnie. Podałam mu kubek po czym usiadłam obok niego.
- Jak tam, śpiąca królewno? Wyspałaś się? - Zażartowałam dmuchając w gorący napój. Chłopak spojrzał na mnie jakby ostrzegawczo.
- Niezbyt. Wiesz, byłem trochę ZAJĘTY w nocy.- Uśmiechnął się w ten swój głupi sposób.
- Wiem, widziałam jak przyszłam.
- Mogłaś zapukać.
- Skąd niby mogłam wiedzieć? A właśnie, gdzie Demon??- Tak, dopiero teraz przypomniałam sobie, iż zapomniałam Wam go przedstawić. Demon to pies Kasa, rasy owczarek francuski. W sumie to też jakby mój pies, gdyż oboje zawsze się nim zajmowaliśmy i nadal tak pozostało.
- Wcisnąłem go Melody na wakacje.
- Co?! Melody?! Przecież Ona nie da sobie rady, przecież...
- Zamknij się i uspokój. Powiedziałem, żeby zrobiła to dla Ciebie, i wiesz co? I zrobiła.
- Jesteś podły, co w sumie nie przeszkadza mi, ale żerować na dobroci Melody...
- Przesadzasz, nie raz już...- Przerwał mu jego wypowiedź mój dzwonek telefonu, który miałam w tylnej kieszeni leginsów.
- Eh, poczekaj... Tak?- Spytałam odbierając telefon.
- Desi! Kochanie, gdzie Ty się podziewasz?! Zadzwonił do mnie Daniel, mówiąc, że wyszłaś z domu nie wyjaśniając do kogo idziesz, czy Ty wiesz, jak się o Ciebie martwimy?!- Spojrzałam znudzona na Kasa, który najwyraźniej słyszał głos mojej matki i słowa przez nią wypowiadane, gdyż zaczął się śmiać.
- Mamo, uspokój się. Wybrałaś sobie jakiegoś frajera na faceta, skoro nawet nie wie, że jestem w mieszkaniu naprzeciwko.
- CO?! U Kastiela??
- Tak, u Kastiela. Jakiś problem?
- Wracaj do domu, bo ...- Rozłączyłam się wyciszając telefon na wszelki wypadek.
Czerwonowłosy nie odzywał się, ja też nic nie powiedziałam, gdy do kuchni weszła dziewczyna ubrana jedynie w ręcznik. Zaraz, po co jej ten ręcznik? Niebieskie oczy spojrzały na mnie z wyższością, po czym na twarzy nieznajomej blondyny pojawił się wielki uśmiech, gdy dostrzegła Kasa. Sekunda nie minęła, a już siedziała mu na kolanach. Czemu tak mnie to wkurwia?!
- Kochanie, kto to jest?
- Właśnie, kochanie, przedstawisz mnie?- Spytałam śmiejąc się pod nosem i biorąc łyk kawy.
- To moja psychofanka.- Na te słowa wyplułam kawę ze zdziwienia, na co chłopak tylko się uśmiechnął, a dziewczyna spojrzała na mnie złowrogo.
- P-psychofanka?!- Spytałam nadal nie dowierzając.
- Jakiś problem?- Spytał z kpiącym uśmieszkiem.
- Możemy porozmawiać w cztery oczy?
- Wiesz, chętnie, ale nie mam za bardzo jak.- Odpowiedział obejmując w talii dziewczynę, wciąż siedzącą mu na kolanach. Ta również posłała mi wredny uśmieszek.
- Zjeżdżaj stąd, On jest MÓJ.- Rzuciła mi z pogardą obejmując dodatkowo chłopaka wokół szyi. Poczułam, jak coś się we mnie zagotowało. Wyrwałam chłopakowi kubek i wylałam jego zawartość mu na głowę, zaś moją kawę na głowę dziewczyny. Oboje wstali i dziewczyna zaczęła z paniką wycierać twarz, a czerwonowłosy rzucał przekleństwami na prawo i lewo. Wybiegłam szybko z mieszkania, wchodząc do swojego domu i biegnąc do pokoju, ignorując pytania czarnowłosego faceta. Zmieniłam kapcie na czarne glany i wybiegłam ponownie z mieszkania, kierując się do parku.
Głupi Kastiel...
Siedząc pod drzewem rozmyślałam o wcześniejszym zachowaniu Kasa. Nie od dziś wiadomo, jaki Kastiel jest, ale naprawdę rzadko zachowywał się tak w stosunku do mnie... Czy On się mnie... wstydził? Nieee, to niemożliwe. Znamy się tyle lat, do tego nie ma powodu, by się mnie wstydzić. Po prostu chciał się popisać przed tą kretynką i... Dlaczego ja właściwie tak o niej myśle? Czy ja jestem zazdrosna? Nie, o czym ja myślę, haha... Po prostu denerwuje mnie jego zachowanie i cała egzystencja ten dziewczyny. Nic poza tym! Nagle moje przemyślenia przerwał widok tej jakże znanej mi blond czupryny. No to teraz się zacznie.
- Cześć, Des...- Odezwał się Nat podchodząc do mnie.
- Czego jeszcze chcesz?
- Des, ja naprawdę... Nie zdradziłem Cię, uwierz mi! To było jedno, wielkie nieporozumienie, nigdy w życiu bym Cię nie zdradził, kocham Cię! Chcę Cię odzyskać, błagam. Zrobię co tylko zechcesz, tylko...- Przerwałam mu pocałunkiem. Z początku go nie odwzajemniał, jednak po chwili już całowaliśmy się, obejmując i jedynie na chwilę od siebie odrywając, by zaczerpnąć trochę powietrza. W końcu wysapałam.
- Za dużo gadasz.- Chłopak uśmiechnął się, po czym również opierając się o drzewo usiadł obok obejmując mnie ramieniem. Zastanowiłam się, czy ja mu właśnie wybaczyłam? Czemu??
- A tak w ogóle... Co Ty tu robisz? - Odezwał się spoglądając na psy bawiące się w oddali.
- Siedzę. W domu mam nieproszonego gościa.- Przeniósł pytający wzrok na mnie, na co ja westchnęłam.- Moja matka ma nowego faceta. Wyjechała na miesiąc, za to ON mieszka z nami... Do czasu, zrobię mu piekło z życia.- Uśmiechnęłam się lekko do siebie na samą myśl tego, co się będzie działo.
- Dlaczego tak go nie lubisz?
- Sama nie wiem... Nie chodzi już nawet o to, że jest z moją matką. Po prostu coś mi w nim nie pasuje, mam złe przeczucie co do niego.
- Nie martw się, będzie dobrze. To tylko miesiąc, nawet niecały bo około trzy tygodnie.
- Taaa...
- Chcesz coś porobić?
- To znaczy co?
- Nie wiem, możemy do kina pójść, czy do kawiarni... Jeśli chcesz.- Spojrzałam w okno czerwonowłosego, z którego był dobry widok na park. Na chwilę skamieniałam, gdy zauważyłam w nim właśnie jego, palącego papierosa, po czym wpadłam na pomysł zrobienia mu na złość. Wstałam, łapiąc za dłoń blondyna, który również już stał, i drugą ręką przybliżyłam jego twarz do swojej, by móc go pocałować. Ten objął mnie w talii i gdy skończyliśmy, spojrzałam w okno przyjaciela. Ku mojemu niezadowoleniu, nie zastałam widoku jego wkurwionej buźki.
- Coś się stało? - Spytał Nat wpatrując się we mnie.
- Nie, nic. Chodźmy już do tego kina.- Uśmiechnęłam się i ciągnąc chłopaka za dłoń, skierowaliśmy się w stronę naszego celu.
Perspektywa Kastiela.
Zabiję. Zabiję, zabiję, zapierdolę skurwysyna. Jakim prawem śmiał położyć swe brudne łapska na mojej Des?! Pewnie sobie pomyślicie, że jestem zazdrosny, ALE TO NIE TAK. Ja po prostu... nie chcę, by później znowu ten szmaciarz ją zranił. Tak, właśnie. To wszystko. To właśnie jest powód, dla którego właśnie wybiegłem z domu, ignorując nagą blondynkę przystawiającą się do mnie. Cholera, a co jak mnie okradnie?! Jebać to! Pierw muszę ukręcić komuś łeb! W ciemmych dżinsach, koszulce i trampkach wybiegłem na ulicę kierując się w stronę parku.
Jednak gdy dotarłem na miejsce, TEJ DWÓJKI JUŻ NIE BYŁO. Nie no, zajebię skurwiela. Odetnę mu łeb a potem powieszę sobie na ścianie na pamiątkę. Resztę spalę. Jednak na chwilę obecną, jedyne co muszę spalić to papierosa. Gdy zobaczyłem Des, jak go pocałowała, mój poprzedni papieros wypadł mi z ręki... Wiem, że przesadziłem z tym tekstem o psychofance, jednak nie musiała od razu lecieć do NIEGO. Jak go znajdę, to mu nogi z dupy powyrywam!
Perspektywa Destiny.
Poszliśmy do kina na jakiś horror, który moim zdaniem był tak samo straszny, jak moja matka gdy się wkurzy. Czyli wcale. Potem poszliśmy do kawiarenki. Nie wiem, kiedy czas tak szybko upłynął, ledwo się obejrzałam a już było po godzinie dwudziestej drugiej. Podchodząc pod dom, zauważyłam Kastiela idącego w moją stronę (Nata pożegnałam już wcześniej, z czystej przezorności).
- No, w końcu Cię znalazłem, a gdzie Twój kochaś? - Spytał podchodząc jeszcze bliżej i odpalając nowego papierosa.
- Poszedł do siebie. A co, zazdrosny? - Uśmiechnęłam się lekko wyciągając pęk kluczy, jednak przez ciemność, jaka nas otaczała, chwilę zajęło mi by znaleźć ten odpowiedni. Oświetlała nas tylko jedna latarnia, tuż obok przystanku autobusowego.
- Ja? Gdzie tam. Raczej nie chcę dopuścić, by ten frajer znowu Cię zdradził.
- O to się nie martw.- Weszliśmy na klatkę schodową, wchodząc powoli po schodach.
- Nie martwię się, ale Ty powinnaś. To nie jest chłopak dla Ciebie.- W tym momencie zatrzymując się, odwróciłam się w jego stronę.
- A co, może Ty jesteś?!
- A żebyś wiedziała! - Skamieniałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć i najwyraźniej Kas też nie wiedział. Staliśmy tak chwilę w ciszy, patrząc po sobie. Gdy ten chciał już się odezwać, przerwałam mu.
- Nieważne. Zapomnijmy o tym.- Spojrzałam na niego ostatni raz i przeskakując co dwa schodki ruszyłam biegiem na górę. Mimo pozorów, byłam całkiem dobra z biegania i wspinania się, więc takie coś nie było dla mnie jakimś wielkim wyczynem. Z dołu usłyszałam jeszcze tylko ciche, powolne kroki. W końcu wbiegłam do domu, zamykając tym razem drzwi na klucz.
- Armin?! Alexy?! - Zaczęłam wołać kuzynów, by sprawdzić, czy są w domu. Odpowiedział mi tylko szum wody z łazienki. Czyli prócz tego idioty leżącego na sofie, któryś z bliźniaków jest w domu. Drugiemu na pewno ktoś otworzy. Zdjęłam buty i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Będąc już w środku, zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku gapiąc się za okno. Rozmyślając o Kastielu i Natanielu, nie wiadomo kiedy usnęłam.
Te dwa i pół następnego tygodnia zleciały mi bardzo szybko. Głównie siedziałam w swoim pokoju, leżałam na łóżku, robiłam coś na laptopie lub zapraszałam Nataniela do siebie do domu, by pooglądać filmy. Czasem widziałam czerwonowłosego na ulicach, jednak żadne z nas nie odzywało się do siebie. Nie odwiedzaliśmy się, nie pisaliśmy ze sobą, nie dzwoniliśmy. Nic.
W ostatni dzień wakacji bliźniaki stwierdzili, iż spędzam z nimi za mało czasu, i, że mają dla mnie prezent urodzinowy. No tak! Całkowicie zapomniałam o swoich urodzinach. Nawet rzadko kiedy wychodziłam z pokoju, a jeśli już, to nie odzywałam do nikogo.
- Noo, Des... Jak Ci się podoba? - Spytał Armin.
- O matko! Jest piękny! - Krzyknęłam wręcz skacząc ze szczęścia. Podeszłam do czarnego, zwiniętego kłębka patrzącego na mnie swymi niebieskimi ślepiami. Pogłaskałam go po główce, na co ten zamruczał i podszedł bliżej. Tak, kuzyni kupili mi kota.
- Jak go nazwiesz?
- Kurczę... Nie mam żadnych pomysłów...- Spędziłam miło czas w towarzystwie bliźniaków, kota i NIESTETY Daniela. Ostatecznie postanowiłam dać mu na imię Heaven (ang.). Już chciałam biegnąć do sklepu po potrzebne rzeczy, gdy Armin powiadomił mnie, że wszystko już jest zakupione. Zabrałam białe łóżeczko dla kota, drapak i parę zabawek do swojego pokoju, gdzie małemu najwyraźniej się spodobało.
Wykonałam wszystkie potrzebne czynności tego wieczora, po czym usnęłam na łóżku z kotem zwiniętym w kłębek na mojej poduszce.
Dziś pierwszy dzień szkoły! Chciałabym udawać, że się cieszę, jednak to niemożliwe. No cóż, czas się zbierać. Wyprostowałam włosy, po czym uczesałam w wysokiego kucyka, ubrałam strój na apel, to jest biała, jedwabna koszula z długimi rękawami, rozkloszowana (dop. Autora: może jestem głupia, ale z początku nie wiedziałam, co to słowo oznacza xD ekhm... Nieważne) spódnica, sięgająca połowy uda, jasne, zwykłe rajstopy i czarne buty na koturnie, wiązane. Do tego ubrałam swoją czarną, skórzaną kurtkę i mała torebkę na długim pasku. Pożegnałam się z Heaven, nasypałam mu karmy do miski i wyszłam z domu licząc na to, że Daniel odpowiednio zajmie się moim kotem przez ten czas i nie pozwoli mu nic zniszczyć. Wychodząc z klatki, za plecami usłyszałam szczekanie psa. Odwróciłam się i dojrzałam dużego owczarka francuskiego biegnącego w moją stronę.
- Demon! Chodź do pani! - Krzyknęłam pokazując psią chrupkę, które zawsze miałam w mieszkaniu, gdyż jak wcześniej mówiłam, byłam współwłaścicielką Demona. Pies posłusznie podbiegł do mnie, radośnie merdając ogonem, a ja kucając dałam mu chrupkę, po czym pogłaskałam po głowie.
- Stęskniłeś się? - Pies w odpowiedzi szczeknął, jakby rozumiejąc moje słowa.
- Nie tylko on.- Usłyszałam zza Demona tak dobrze znany mi głos i smród papierosów. Podniosłam głowę, by ujrzeć ten chytry uśmieszek.
- Kastiel.
Rozdział świetny! Coś zaczyna się dziać miedzy Kasem, a Des ^^ Wkurza mnie Nataniel, ale spodziewam się, że masz na niego jakiś niecny plan, więc postaram się go strawić.... I te laski czerwonego łepka też mnie wnerwiają ;grr;
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Serio! Zawsze mi smutno, gdy dochodzę do końca fragmentu. :<
Pozdrawiam i przesyłam wenę. Trzymaj się tam ciepło ♥ :*
Dziekuje ponownie XD co do Nata, tak, mam co do niego pewne plany, jednak poki co, pozostanie to tajemnica xD Nastepny rozdzial BYC MOZE pojawi sie juz jutro, jednak nie jestem pewna na 100%.
OdpowiedzUsuńDziekuje Za wszystkie komentarze, rybki~!
Świetny rozdział. Ciekawe co masz w głowie, że wymyślasz naprawde niezłe pomysły. Ale błagam powiedz że Nat wkońcu skończy tam gdzie powinien czyli jak najdalej od Des. Jak ja już chcem by wkońcu Kas i Des byli razem
OdpowiedzUsuńPozdro;)
Świetny, wspaniały rozdział! Czekam z niecierpliwością na następny.:* Codziennie wchodze na twój blog i patrzę czy jest next rozdział<3 A jak nie ma to czytam inne twoje rozdziały! Ehh chcę żeby Des I kas byli już razem!<3 Przesyłam dużo weny. Trzymaj się!:**
OdpowiedzUsuńŚwietny, wspaniały rozdział! Czekam z niecierpliwością na następny.:* Codziennie wchodze na twój blog i patrzę czy jest next rozdział<3 A jak nie ma to czytam inne twoje rozdziały! Ehh chcę żeby Des I kas byli już razem!<3 Przesyłam dużo weny. Trzymaj się!:**
OdpowiedzUsuńWitam~! Wybaczcie, miałam nowy rozdział wstawić już na następny dzień, po opublikowaniu tego :_: Naprawdę ogromnie mi miło, gdy czytam Wasze komentarze, dziękuję ^-^
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać rozdział dziś albo jutro (nie mogę się zdecydować na ciąg dalszy :|).
Do przeczytania, rybki~!